Było ich trzech przyjaciół - Timo Santala, Antti Tuomola i Olli Siren. Nieco ponad rok temu założyli w Facebooku stronę, na której zaproponowali otwieranie jednodniowych restauracji, tzw. pop-up restaurants, które zakwitają tylko na jeden dzień.
Był to na swój sposób szatański pomysł w kraju, który mógłby starać się o palmę pierwszeństwa na świecie pod względem stopnia skomplikowania i zbiurokratyzowania przepisów rządzących działalnością gastronomiczną.
Tymczasem młodzi ludzie ogłosili w Internecie, że na jeden dzień każdy może otworzyć restaurację, bar lub kawiarnię ad hoc, bez jakichkolwiek certyfikatów, licencji, czy zezwoleń. Może ją otworzyć gdziekolwiek chce - w parku, przy ruchliwej ulicy, we własnym domu czy biurze. Nie ma żadnych ograniczeń. Limit wyznacza własna wyobraźnia.
W maju ubiegłego roku proklamowano pierwszy Restaurant Day. W Helsinkach pojawiło się wówczas około 40 najróżniejszych punktów gastronomicznych. Jedni sprzedawali kawę i drożdżówki z pomostu nad morzem, inni spuszczali z czwartego piętra swojego domu koszyk na prowiant i tą drogą sprzedawali świeżutkie, pachnące ogórkiem i bazylią kanapki, ktoś zorganizował restaurację w latającym balonie, inni otwierali swoje stoiska lub namioty w miejskich parkach. Sami twórcy tego pomysłu jeździli na rowerach po mieście i z takiego wędrownego baru sprzedawali posiłki, wino i lody na patyku.
Dzień Restauracji miał - zgodnie z manifestem twórców - odbywać się cztery razy do roku, czyli mniej więcej raz na kwartał. To co się potem wydarzyło można nazwać efektem kuli śniegowej. Rok później, w majowej edycji Restaurant Day, takich punktów w całej Finlandii i kilku miastach poza granicami kraju było już ponad 600. W miniony weekend na oficjalnej stronie internetowej Dnia Restauracji liczba uczestników z 30 różnych miejscowości w Finlandii, którzy się tam zarejestrowali, przekroczyła 700, a liczba uczestniczących krajów dobiła dwudziestki.
Co więcej, ta anarchistyczna w stosunku do obowiązujących przepisów koncepcja zamiast kar i mandatów zyskała przyznawany przez władze miasta laur Osiągnięcia Kulturalnego roku 2011.
"Epidemia" tzw. pop-up restaurants, czyli restauracji, które żyją tylko jeden dzień, dotarła również do Polski. Ale są też repliki tej akcji w Ameryce, Japonii i wielu miastach Europy.
Okazuje się, że im dziwniejsza, bardziej odjazdowa koncepcja, tym większe powodzenie, a tam gdzie nie ma ograniczeń - pomysłowość rozkwita szczególnie bujnie. Klienteli nie odstraszają prowizoryczne warunki stoisk, często zwykłych stołów nie osłoniętych nawet namiotem, ani dyskomfort jedzenia na stojąco. Gdy oferowane potrawy są oryginalne, atrakcyjne i smaczne, miłośnicy tej swoistej egzotyki kulinarnej gotowi są stać w kolejce w oczekiwaniu aż się usmaży kolejna porcja naleśników, paelli czy szaszłyków.
Zeszłej niedzieli nie wypłoszyła ich nawet dżdżysta pogoda. Trudno przewidzieć, jak się to wszystko rozwinie. Jesteśmy świadkami narodzin nowego trendu w światowej gastronomii, rzec by można - spontanicznego ruchu wolnościowego, który być może wyzwoli nas od dyktatu globalnych monopolistów i standardów narzucanych przez systemy sieciowe. A może ustanowi jakiś nowy standard? Życie pokaże. Kolejną edycję Dnia Restauracji zapowiedziano na listopad 2012.
Więcej na ten temat w linkach:
www.restaurantday.org
www.facebook.com/RestaurantDayPoland
Tekst:
Anna Kulicka-Soisalon-Soininen - dziennikarz, reżyser i scenarzysta filmów dokumentalnych, tłumacz języka fińskiego
Jukka Soisalon-Soininen - dziennikarz, touroperator i licencjonowany przewodnik. Organizuje podróże tematyczne dla grup i osób indywidualnych głównie w Polsce i Finlandii, ale też w Estonii, na Ukrainie i innych krajach Europy. Kontakt e-mail: jukka.soisalon-soininen (at) kolumbus.fi
Zdjęcie: Anna Kulicka Soisalon-Soininen
|